Krwawa Mary i Czarna Mańka w Ave Pegaz
Pan pomidor wlazł na tyczkę I przedrzeźnia ogrodniczkę. “Jak pan może, Panie pomidorze?! – ten wierszyk Jana Brzechwy to jeden z niewielu przypadków nobilitujących pomidora do rangi bohatera
Okolice „Pegaza” do 1939 roku stanowiły ścisłe towarzyskie centrum miasta, przechadzając się tutaj o dowolnej porze można było spotkać „całą Warszawę”, zwłaszcza zaś najsłynniejszych przedstawicieli artystycznych i kulturalnych elit, przemieszczających się z jednej kawiarni do innej, z elitarnego klubu do modnej cukierni, ze znanego baru do kolejnego bufetu, z szynku do restauracji, z bistra do knajpy… A stamtąd można było zaczynać korowód od początku.
Do dziś wiele się zmieniło, ale przywoływane przez nas duchy minionych czasów chętnie zaglądają na Piłsudskiego 9,
bo bar „AVE PEGAZ” to czysty destylat ich epoki. Podejmujemy je z wielką atencją, a gościom opowiadamy ich „skrzydlate historyjki”.
Pan pomidor wlazł na tyczkę I przedrzeźnia ogrodniczkę. “Jak pan może, Panie pomidorze?! – ten wierszyk Jana Brzechwy to jeden z niewielu przypadków nobilitujących pomidora do rangi bohatera
„Addio pomidory” – te słowa dźwięczą w uszach tak zwanemu polskiemu inteligentowi, ilekroć pochyli się, dajmy na to, nad pomidorową sałatką. Dzieje się to, rzecz
„Ojczyna się składa także i z kiełbasy” – powiada Antoni Słonimski. I owszem, zwłaszcza, że już samą nazwę ma arcypolską. Choćby tysiąc językowych atletów zjadło